Również tym razem planszówkowicze dopisali licznie ściągając na nasze czwartkowe granie, choć oczywiście nie wszyscy w tym samym czasie.
W oczekiwaniu na pozostałych graczy zaproponowałem Ani próbną partię Dominiona. Zanim jeszcze zdążyłem wytłumaczyć zasady do gry dołączył Sztafeta18. Pomimo trudnego dnia w pracy doskonale zaplanował strategię wygrywając różnicą 8 punktów. Dla Ani była to pierwsza partia, lecz zaskakująco szybko złapała co i jak. Wprawdzie na Sztafetę to nie wystarczyło, ale następnym razem kto wie?
Nim zdołałem dokończyć Dominiona Ewa z Adamem sami rozkminili o co chodzi z tym zbieraniem czosnku. Jak widać z tym czosnkiem na wampiry to straszna ściema. Zapamiętajcie: pomidory, pomidory i tylko pomidory!
Ekipa do Battlestara (Bartek, Wlodzio007, Berem, Sztafeta18, Eselti) zebrała się wyjątkowo sprawnie. Niestety nie uratowało to ludzkości. Chociaż, gdyby ktoś mnie zapytał o zdanie, to jednego Cylona wskazałbym bez wahania - to ten, który zachęcał mnie do obejrzenia ok. 80 odcinków serialu. Nawiasem mówiąc, chętnie (na emeryturze).
Sztafeta18:
Ekipa z BSG dziś zaserwowała (tzn. wczoraj ) świetną zabawę, dzięki! Mam nadzieje ze to nie ostatni lot, co prawda dostaliśmy, MY ludzie baty, ale atmosfera była świetna (dobrze że wcześniej urwałem zwycięstwo w Dominiona ).
Wlodzio007:
No cóż mój cyloński detektor zadziałał tylko w pierwszej części gry, potem zaś prezydent został niesłusznie oskarżony-zwracam honory i ludzie się sami załatwili Ale było blisko!-Caprica już widniała gdzieś na horyzoncie .
Berem:
Ludzi wciągnęły polityczne awantury i nie spostrzegli się jak szybko obcy zgromadzili swe siły i zapukały im w pancerz. I tak długo ciężko uszkodzony pancernik ludzkości odpierał falowe ataki Cylonów. Trochę wstyd bo akurat tak się złożyło, że wszyscy grający ludźmi piastowali najważniejsze urzędy i nie było w tym zakresie żadnych dywersji; ale karty były bezwzględne.
Tymczasem przybył JediPrzemo z silnym postanowieniem wypróbowania swojej Pandemii. Po krótkim wstępie na tłumaczenie zasad drużyna z centrum badawczego w Atlancie (w składzie: Anią, Bartek, JediPrzemo i Chmurnik) przystąpiła do ratowania ludzkości przed szalejącymi zarazami. Jak się wkrótce okazało podstawowy poziom gry nie stanowił wystarczająco trudnego wyzwania. Ania, będąc badaczem, zbierała od innych w określonym kolorze i przekazywała naukowcowi Chmurnikowi, który sprawniej niż inni mógł wynaleźć odpowiednią kurację. Bartek tymczasem jako rasowy sanitariusz nie dopuszczał do powstawania większych ognisk choroby niemal natychmiast usuwając zagrożenie w kluczowych miejscach. JediPrzemo, czyli szef planu B nawet nie musiał używać swoich specjalnych umiejętności. Nawet bez tego drużyna łatwo pozbyła się wszelkiej zarazy i tak oto świat został po raz kolejny uratowany. Może następnym razem zwiększymy poziom trudności, co?
Gdzieś pomiędzy szczepionkami zdążyłem Ewie i Adamowi wytłumaczyć zasady Puerto Rico. Później wpadłem jeszcze na chwilę sprawdzić, jak im idzie. Pierwsze uprawy i budynki zostały obsadzone nadpływającymi kolonistami. Pora na Kapitana...
Ewa i Helena również chciały spróbować swoich sił w Pandemii. Ponieważ jednak przyszły nieco później (gdzieś w środku kuracji antybiotykowej), rozłożyły się ze Scrabble.
Równolegle Pisful, Pasza, Logan i Włodek testowali Spartacusa. Oto co mieli do powiedzenia:
Pisful:
Krew. Rozczłonkowywanie. Dekapitacje. Intrygi. Seks. Pieniądze. Hazard. Próby otrucia. Podłe sojusze. Kradzieże. Handel niewolnikami. Przekupstwa. Oszustwa. A to wszystko na jednej, i to wcale niedużej, planszy
"Spartacus " jak najbardziej na plus! Świetnie oddany klimat nie tylko serialu, ale i w zasadzie tamtych czasów i tamtej rzeczywistości. Baaaardzo dużo interakcji pomiędzy graczami, nawet przegrywający gracz nie ma prawa się nudzić.
Dzięki całej ekipie grającej, wrażeń moc!
Włodek: "Bo mnie się już wszystko miesza od tego waszego gadania!" /w sensie knucia/
Pasza:
"Spartacus" jak najbardziej na plus. Pozycja mieszająca kilka mechanik (licytacja, skirmishowa walka, karty) i ta mieszanka daje mega negatywną-interakcję. Ta gra stoi zasadą-"zrób komuś krzywdę w każdy możliwy sposób, bo jak nie to tobie zrobią"
A najlepsze, że zwyciężył gracz który na arenie nie wygrał nawet jednej walki gladiatorem
Ukończywszy Pandemię zabrałem się za tłumaczenie 7 Cudów Świata właśnie przybyłym graczom oraz Ewie i Adamowi, którzy w międzyczasie odpłynęli z Puerto Rico. Wszyscy - nawet najmłodsi - sprawnie ogarnęli zasady, co nie zawsze się zdarza, gdy w grupie jest sporo świeżo upieczonych planszówkowców. Gra przebiegała płynnie, między innymi dzięki wsparciu Ewy i Adama, którzy pozwalali pozostałym czerpać z ich już nie takich skromnych doświadczeń
Przed 19:00 PiotrSmu rozpoczął tłumaczenie zasad Caverny, co chwilę potrwało, jako że JolietJake i Nozetsu nie dysponowali podbudowy w postaci znajomości Agricoli (poprzedniej gry autora Caverny). Jakiś czas później wraz z Raajonem i Qmanem każdy z graczy rozpoczął rozbudowę swego krasnoludziego siedliska. Oto czym podzielił się PiotrSmu na zakończenie:
dziękuję za [...] partię Caverny, przepraszam za drobny downtime ale ruszaliście się tak szybko że nie zdążyłem przemyśleć ruchu a jak przemyślałem to wszystkie pola okazywały się zajęte.
z moich obliczeń wynika że graliśmy 2,5h czyli dokładnie 30 min na gracza
W następnej kolejności wytłumaczyłem Ani, Ewie, Helenie i Bartkowi zawiłości zdobywania zasobów (a także wymogi aprowizacyjne) w środowisku majojęzycznym Korona króla Juliana ze startu przypadła Ani i dość długo u niej została. Mimo, iż gra oferuje co najmniej dwie możliwości w tym zakresie nie odnotowałem, by ktokolwiek zdołał rozzłościć pradawnych bogów. Niestety ostatecznie kalendarz nie wykonał obrotu o wymagane 360 stopni (jak już wiadomo nie oznacza to końca świata) ze względu na późną porę i autobusy, których rozkład nie uwzględnia możliwości wprowadzenia dodatkowego kursu np. w zamian za kryształową czaszkę (z plastiku) lub nieco (drewnianego) złota.
Mniej więcej w czasie, gdy opowiadałem o Majach przy jednym z bardziej odległych stołów Asia, Patryk i JediPrzemo testowali zawartość swoich słowników czynnych oraz umiejętności ich używania (z czym przyznam zawsze miewałem problemy). Podobno wygrał JediPrzemo, ale Asia uparcie twierdziła, iż jej wyrazy były zdecydowanie lepsze
Wkrótce potem dołączyłem do towarzystwa scrabblowego, by... przenieść się na dziki zachód Tym razem Patryk wyłożył zasady. Przy grze na czterech oprócz szeryfa (którego gwiazdę otrzymał Patryk) w miasteczku westernowym znalazł się także tajemniczy renegat i dwóch bandytów. W dużym skrócie: bandyci wygrywają, gdy zginie szeryf, renegat wygrywa, gdy zginą wszyscy poza nim samym, szeryf wygrywa, gdy wyeliminuje bandytów i renegata. Szeryf szczęśliwie dolosował postać dzięki której mógł do pozostałych prażyć z pewnego oddalenia. W tej sytuacji biedny renegat (Asia) musiał(a) stanąć oko w oko z dwoma bandytami (z krótką przerwą na atak Indian). Cóż - wkrótce JediPrzemo pozbawił go (tzn. ją) złudzeń wraz z ostatnim punktem życia. Z szeryfem sprawa okazała się bardziej skomplikowana, lecz ostatecznie problem znalazł klasyczne rozwiązanie w postaci tzw. ka-bum. Lont dynamitu okazał się całkiem długi, bo "spalał" się prawie dwa okrążenia Gdy ładunek wybuchł we właściwych (przynajmniej z mojego bandyckiego punktu widzenia) rękach, pozostało już tylko dobić stróża prawa z czym oprychy nie miały większego problemu - skrupułów tym bardziej
Na zakończenie w tym samym towarzystwie zagraliśmy jeszcze w Love Letter. Tym razem najlepszy w liczeniu kart (Rainman byłby bez szans) i sprawnym ukrywaniu tożsamości okazał się Patryk. Może gra miałaby nieco inny przebieg, gdyby Asia z Przemkiem nie koncentrowali się w pierwszej kolejności na wzajemnej eliminacji
To tyle w temacie rozgrywek 7 listopada. Dziękuję wszystkim za udział i stworzenie świetnej atmosfery. Jednocześnie zapraszam na kolejne granie już w najbliższy czwartek!
© 2013-14 Limonka Paweł Teterycz. Wszystkie prawa zastrzeżone. Web: studiolimonka.pl