Nie, nie, nikomu nie ubliżam
Na pierwszy ogień poszły Potwory - na 3 graczy. Niezawodny PiotrSmu wytłumaczył zasady. Niestety moje monstrum się nie popisało a właściwie ja się nie popisałem ;) W pierwszej grze zdobyłem wprawdzie 15 pkt (20 wygrywa), lecz zaraz potem zostałem zamordowany ;) - tzn. mój potwór. A właściwie powinienem być martwy (znaczy mój potwór) znacznie wcześniej, lecz z jakiegoś tajemniczego powodu jeden z rywali tymczasowo postanowił mnie oszczędzić ;).
W drugiej grze - tym razem sześcioosobowej - siłę ataku z centrum zademonstrowała bestia PiotraSmu. Praktycznie jednym machnięciem łapy pozbył się połowy przeciwników.
Krótka, dość lekka i przyjemna gra nie tyle o atakowaniu miasta, co walce pomiędzy potworami. Z pewnością zagram przy najbliższej okazji.
Jeszcze nim pierwsza walka potworów dobiegła końca przy megastole Pisful usiłował obronić swą korporację przed podstępnymi atakami hakera, czyli Logana. Oto jak Pisful skomentował rozgrywkę:
[...] zgadzam się z Loganem, to jedna z lepszych, o ile nie najlepsza gra w jaką kiedykolwiek grałem. Emocje, to jest to co wyróżnia ją od innych. Mimo, iż na razie dostaje baty, dzisiejsza gra Corpem baaaaardzo fajna, o losach gry zadecydował jeden ruch...jak na razie Netrunner to mój nr 1 wśród gier !!!
Prawdopodobnie ze względu na brak miejsca przy megastole (zajętym wtedy przez Brass'a, Potwory i Warrior Knights) sympatyczna grupa Thanatosa rozpoczęła rozkładać Runewars (oraz weryfikować zasady) - trochę to potrwało...
Thanatos:
Próba pierwszej sesji Runewars za mną, gra jest fajna rozbudowana czuć klimat ale mam jakiś niedosyt. Sądziłem że Runy da się zdobywać na więcej sposobów a z misja to daje je chyba tylko jedna karta, zaś zgromadzenie czarodziejów w zasadzie pozwala wybrać gdzie runa się pojawi przy czym nie może to być obszar gracza. Poza tym mam wrażenie że czasem ułożenie mapy może dać komuś łatwiejszą grę, zaś brak jednostek latających przy dwóch rasach to też problem. No i czas gry prawie 4 bite godziny i nawet 2 pełnych "roków" gry nie zagraliśmy.
Mimo wszystko chętnie za jakiś czas spróbuje jeszcze raz o ile znajdą się chętni :)
Tymczasem obok Napoleon próbował po raz kolejny wygrać swoje Waterloo - tym razem w postaci Fading Glory. Przyznam, że bardzo lubię tego rodzaju gry - tym razem musiało wystarczyć mi samo patrzenie...
Przy megastole tymczasem Ewa i Adam usiłowali zapanować nad Brassem. Biorąc pod uwagę, iż była to ich pierwsza rozgrywka - szło im całkiem nieźle :) Niestety nie spytałem, kto wygrał. Odszedłem grać w Race w for the Galaxy w momencie, gdy Adam zdołał sprzedać większość węgla ze swoich kopalni dzięki czemu znacznie wzrosły jego dochody.
Pasza:
Kurde, Warrior Knights byłaby grą świetną gdybyśmy nie mieli odruchu wymiotnego na gry typu Gra o Tron (za dużo partii potrafi obrzydzić grę). Gra dobra, mimo mnogości zasad, wyjątków i jej długosci... ale jakiś niedosyt jakby. Chyba więcej radości daje odcinanie głów na arenie w Spartacusie, pełzanie po dungeonach w Descencie, czy Middle Earth Quest.
Pisful:
Warrior Knights...znaczy się, ta gra na pewno coś w sobie ma, po kilku grach podejrzewam, że jeszcze zyskuje rumieńców, ale....to po prostu nie mój klimat, jednak mimo wszystko zabawa była świetna, bo i ekipa w dechę :D, więc po raz kolejny dziękuję wszystkim za super popołudnie i wieczór. Do powtórzenia kiedyś.
Berem:
Warrior Knights ale dopiero razem z dodatkiem to dopiero uczta. Grałem w nią regularnie co tydzień przez ostatnie 2 miesiące w gronie 4 osobowej i było bardzo ciekawie.
Jak widać hazard - nawet w swojej planszowej postaci - ma wielu amatorów. Tym razem by przegrać swoje zaskórniaki spotkali się Asia, Przemek, Patryk, Robert i Koleżanka której imię odebrało mi BSE (żeby nie zwalać wszystkiego na biednego Alzheimera).
Dla dwóch z czterech graczy byłą to pierwsza rozgrywkach, chociaż (jak wiadomo) Race for the Galaxy nie jest skomplikowany, mimo iż początkowo może sprawiać takie wrażenie. Chociaż po głębszym zastanowieniu muszę stwierdzić, że dla mnie momentami jednak zbyt skomplikowany. Np. w pewnym momencie wybrałem kolonizację mimo, iż jedyna planeta którą trzymałem w garści miała militarny charakter a ja ją chciałem zasiedlić kartami... Oczywiście wygrał JolietJake, ale Maciek (prawdopodobnie - przypominam, że pamięć mam jak słoń) był tuż tuż...
Równolegle odbyła się też partia 7 Cudów z udziałem Ani, PiotraSmu i Maćka(? - Alzheimer/BSE). Niestety nie dysponuję informacjami od naocznych świadków
Następnie ten sam zestaw graczy zasiadł do Dominiona. Zmiana gry niczego nie zmieniła - końcowa kolejność pozostała taka jak w Race for the Galaxy. Osobiście zapamiętałem bardzo niemiłe (pozdrowienia dla Maćka) potraktowanie wiedźmą (czterokrotną ze względu na dwie sale tronowe) a także fakt, iż "zaliczyłem" najgorszy wynik w swojej niezbyt imponującej historii gier dominionowych . Zdjęć akurat nie zrobiłem - nie sposób pokazać 9 kart klątwy w talii na fotce.
Tym razem przed łowcami uciekała Lady Dracula - nie wiem czy aby skutecznie, ale w obozie "dobra" dało się zauważyć wysokie morale - przynajmniej kiedy akurat zerkałem
Berenice:
Dracula chyżo przemierzał duże połacie lądu, zdecydowanie nie odpowiadała mu morska przygoda. Mimo czucia oddechu Łowców w Wenecji, zamiast uciekać na spokojnie wody, zdecydował zdobyć się na niebezpieczną podróż do Mediolanu. Okazja sprawiła, że mógł przez Strasburg bardzo szybko przenieść się do Brukseli. Długo bawił w północnej Europie, niestety Łowcy w końcu zagnali go na niebezpieczne morza. Nie pomógł słynny manewr z kryjówką w Caligari, musiał ratować się ucieczką do Salonik, gdzie mordercza walka zakończyła się jego sromotną klęską. A brakowało mu jedynie dwóch punktów do spełnienia swojego niecnego planu, a pozostawionemu za sobą wampirowi brakowało jedynie jednej tury, aby dojrzeć. Wyłożył się na ostatniej prostej...
Co tam się działo! Ho, ho! A właściwie to nie wiem, ale ciągle dały się słyszeć okrzyki dzikiej radości z okolicy grających w TimesUp. Cóż, kalambury wciągają... zwłaszcza graczy zmęczonych skomplikowanymi zasadami.
Jak zawsze dziękuję za wspólne granie. Dodatkowe podziękowania kieruję do JediPrzemo, który specjalnie dla mnie otworzył lokal, kiedy ok. 22:15 przypomniałem sobie, że jednak nie zabrałem wszystkiego co trzeba. Dla jasności od razu rozczaruję Szanownych Czytelników/Czytelniczki - JediPrzemo nie został zrekrutowany do personelu Fenomenalnej
Jak zwykle ciąg dalszy nastąpi - oczywiście za tydzień na kolejnym spotkaniu
PS.: Byłbym zapomniał - wspomniany JediPrzemo chwalił się podejrzanie wysokim wynikiem w 7 Cudów. Jacyś świadkowie?
Świadkowe się znaleźli a właściwie JediPrzemo napisał cały artykuł na ten (i nie tylko) temat: 27 WGP w Fenomenalnej okiem JediPrzemo.
© 2013-14 Limonka Paweł Teterycz. Wszystkie prawa zastrzeżone. Web: studiolimonka.pl