W ostatni czwartek grało w sumie ok 20 osób - całkiem przyzwoicie, jak na okres wakacyjny ;)
Koledzy poznani przy okazji Nocy Gier Planszowych nie dysponowali czasem, by dosiąść się do Arkham, rozpoczęli więc zmagania o wpływy w Waterdeep. Walka była o tyle trudna, że dla obu lordów był to tzw. "pierwszy raz". W każdym razie po podstawowym zapoznaniu z zasadami żwawo ruszyli do akcji :) Jak widać po żetonach punktacji (zdjęcie obok) szli łeb w łeb.
Z nie mniejszym entuzjazmem do zasiedlania Catanu przystąpił duet: Karolina i Zuzanna. Entuzjazm ów nie opadł nawet po tym, jak Gryfius fachowo wyjaśnił drobne różnice pomiędzy wersją oficjalną a spontanicznymi homerules'ami Planszoholiczek ;) Jak mi później wyjaśnił i tak to zaledwie drobiazgi były...
Tym razem błąkaliśmy się w pięciu przez ok. 4,5h po Arkham i okolicach tzn. po okolicznych innych wymiarach, ewentualnie w bliżej nieokreślonym czasie i przestrzeni. Wobec stosunkowo licznej grupy badaczy uzgodniliśmy, iż zmierzamy w stronę zamknięcia wszystkich bram. Jak wiadomo, by wygrać w ten sposób, należy mieć w posiadaniu co najmniej (w tym wypadku) pięć trofeów za bramy. Ten warunek nietrudno było osiągnąć. Nawet z zapasem. Badacze mniej lub bardziej radośnie snuli się to tu to tam zbierając wskazówki, eliminując potwory (początkowo zwłaszcza babcia Gloria z dwuręcznym toporem na ramieniu oraz zaklęciami na tzw. podorędziu) i oczywiście zamykając bramy. Po tym etapie kilkoro z grona badaczy osiągnęło dość znaczny poziom ogólnego rozwoju. Jenny zgromadziła sporo kasy i sprzymierzeńca mimo, iż kości wyraźnie jej nie słuchały (w 14 rzutach brak trafienia?). Amanda zebrała tyle wskazówek, że wystarczyłoby dla trzech (jak się zresztą później faktycznie stało). Wprawdzie na krótko straciła orientację w czasie i przestrzeni po tym jak dr Lee zamknął bramę do innego wymiaru zanim zdążyła stamtąd wrócić, ale jakoś doszła do siebie. Prof. Waltersa gnębiły nieco potwory usiłujące zablokować go w północnych lokacjach, lecz ostatecznie zawsze dawał sobie radę. Może się mylę, ale chyba tylko on nie trafił ani razu do przytułku dla obłąkanych (w wyniku utraty poczytalności) ani do szpitala (w wyniku ogłuszenia). Pod koniec tej fazy gry Gloria została zastępcą szeryfa a Jenny członkinią sekretnej Loży.
Nim się badacze obejrzeli Nyarlathotepowi brakowało już tylko czterech punktów zagłady do przebudzenia a jakoś nie udawało się zamknąć wszystkich bram a to z tego powodu, iż od otwarcia bramy do jej zamknięcia mija czas (zwykle 3 tury) w trakcie których mogą pojawić się nowe bramy. I tak w kółko.
Badacze zmienili więc strategię próbując wygrać przez pieczętowanie. Do tego trzeba jednak sporo wskazówek, których wcale tak wiele nie ma a w razie czego są wręcz niezbędne w starciu z Przedwiecznym...
Szczęśliwie jednak, po zapieczętowaniu raptem jednej bramy, wpadli na pomysł, by próbować zsynchronizować zamykanie bram, tak aby zamknąć wszystkie jednocześnie. W ten sposób zmniejsza się prawdopodobieństwo otwarcia nowych bram na rzecz spotęgowania potworów.
Dzięki sprzyjającemu losowi bramy życzliwie się nie otwierały a jedynie wyłaziło sporo nowych monstrów "zaledwie" potęgując panikę w mieście. W kluczowym momencie brama nie zdołała się otworzyć w zapieczętowanym obszarze a Amanda, prof. Walters i dr Lee w jednej turze zamknęli wszystkie trzy otwarte w tym momencie bramy. Zagrożenie minęło :) ... na jakiś czas oczywiście ;)
Przy okazji sprawdziłem w oficjalnym FAQu powstałe wątpliwości. Znalazłem dwie naruszane przez nas zasady:
- zaklęcia jednak formalnie są przedmiotami :( (co wiedział Gryfius, ale jakoś sprowadziłem go na złą drogę)
- zastępca szeryfa może poruszać się wozem patrolowym bez konieczności skradania się przy napotkaniu potworów z wyjątkiem docelowej lokacji :)
No i notorycznie zapominaliśmy usuwać potwory ze znakiem zamykanej bramy ;)
W tzw. międzyczasie pojawiły się osoby chętne na Polowanie na robale. Mam nadzieję, że głodne kury się najadły - a przynajmniej jedna :) Miałem ochotę dołączyć, lecz akurat zajęty ratowaniem świata (w Arkham) nie dałem rady...
Jak zwykle (w takich przypadkach) poczekam na relację Paszy i zamieszczę, jak tylko się pojawi. W każdym razie rozgrywka mogła być wyjątkowo ciekawa, ponieważ większość graczy nie miała wcześniej kontaktu z Yedo.
Relacja Paszy:
Kurcze zabieram sie do tego od weekendu i ciagle cos mi przeszkadza. Choć z drugiej strony ta rozgrywka byla dla duzej czesci graczy pierwszym spotkaniem z Yedo i cieżko opisać taką dosyć chaotyczną rozgrywkę.
A więc tym razem krótko :) Po delikatnym uszczupleniu składu z poprzednich rozgrywek w BattleStar Galactica zebraliśmy się w ten pamiętny czwartek nad czymś całkiem nowym - Yedo. Gra całkiem nowa, jeszcze nie grana, ale jednak ta mechanika i system nie były mi obce. Im dalej zagłębiałem się w instrukcję tym wyraźniej przed przed oczami widziałem Lords of Waterdeep. Pierwsze 2-3 tury grane nieco po omacku, decyzje zachowawcze na ile to tylko możliwe (nadal nie wiem dlaczego bo gra nie karze na koniec nieudanych prób wykonania nawet czarnych questów) rezultatem było szybkie wyjście na prowadzenie Loganoida, który mial okazję wcześniej bawić się Yedo. Z biegiem rund gry rozgrywka zaczęła nabierać rozpędu, przewaga żółtego klanu (Logan) zdecydowanie zmalała, aż wreszcie na lidera wysunął sie Mouton. Gdy zostały dwie tury do końca zorientowaliśmy się że ktos już zmywa w lokalu podłogi, więc musieliśmy nieco skrócić grę i zakończyliśmy wojnę klanów na 10 rundzie. Potem szybkie zliczenie punktów, ogłoszenie Moutona zwycięzcą i składanie zabawek.
Podsumowując, gra bardziej rozbudowana niż LoW, zdecydowanie fajniejsza, ale też o wiele dłuższa. Handel, worker placement, troszkę kombinowania i negatywna interakcja wynikająca z kart daje naprawdę przyjemne połączenie.
Zdaje się ekipa na kolejny czwartek do Yedo już się prawie zebrała :)
© 2013-14 Limonka Paweł Teterycz. Wszystkie prawa zastrzeżone. Web: studiolimonka.pl