CiemnośćBardzo ciemna strona Mocy

Manifestacja obecności ducha z poprzedniego tygodnia prawdopodobnie stanowiła preludium przed dramatycznymi wydarzeniami, które miały miejsce podczas 13 WGPwF ;) Czyżby 13 miała być dla Fenomenalnej pechowa? Moim zdaniem, raczej klimatyczna, ale wszystko w swoim czasie ;)

X-Wing

No więc o zmierzchu ;) wg czasu UTC+2 dla planety Ziemia zasiadłem za sterami nowiutkiego x-winga - prosto z rebelianckiego magazynu. Szybki skok w nad/podprzestrzeń a tam w mrocznej (nawet bardzo, ale o tym już za chwilę) otchłani czekał von Mansfeld na czele swojej małej eskadry tie-fighterów.

Na początek postanowiłem zaatakować bliższego myśliwca Imperium starając się (w miarę możliwości) nie narażać na ogień drugiego a przynajmniej nie z najbliższej odległości. Postawiłem więc osłony, zamarkowałem manewr w lewo po czym ruszyłem w prawo w kierunku pierwszego celu ile fabryka dała. Nieśmiało liczyłem (ufny w Moc i umiejętności Luke'a), iż po namierzeniu celu uda mi się zniszczyć "imperialistę" pierwszą salwą zanim ten i jego gitfunfel zdołają odpowiedzieć ogniem. Sztuka się nie udała niestety, ale prawie, prawie. Zaatakowany tie fighter otrzymał dwa trafienia w kadłub. Teraz jednak sam się znalazłem w polu rażenia obu przeciwników, choć tylko jednego z najbliższej odległości. Mogło być gorąco, ale jakimś cudem wyszedłem spod ostrzału bez szwanku (w czym pomogła specjalna zdolność Skywalkera).

Nie wdając się specjalnie w szczegóły dalej nastąpiła seria mniej lub bardziej chaotycznych manewrów w trakcie których obie strony usiłowały wymanewrować przeciwnika. W końcu udało mi się dobić pierwszego pilota Imperium, co opłaciłem utratą osłon (nie graliśmy w eskadry, więc nie miałem R2, który pomógłby mi je naprawić) i uszkodzeniem kadłuba. Szczęśliwym zrządzeniem losu udało mi się jednak przypakować ze wszystkich działek z najbliższej odległości w dowódcę wrogiej eskadry, co jeszcze raz uratowało mi skórę. Tego wieczoru Moc była ze mną... Mój przeciwnik trochę narzekał, że nawet za bardzo w kwestii wyników rzutów kośćmi, ale tak to już jest z tymi, którzy przeszli na czarną stronę... ;)

Nagle pociemniało mi w oczach. W pierwszym momencie sądziłem, iż to w wyniku stresu po wykonaniu koiograna. Wkrótce jednak zorientowałem się, że w rzeczywistości jakby mroczno było już od dłuższego czasu. Otóż w Fenomenalnej wysiadła instalacja elektryczna w wyniku bezpośredniej interwencji Darth'a Volt'a, który wyokrętował się wcześniej z promu Incompetence Pride (w imperialnym mundurze - mimo upału z długimi rękawami).

Star Wars: The Card Game

Przy braku sztucznego oświetlenia Star Wars'y (tym razem w wydaniu karcianym) toczyły się przy jednym ze stołów w pobliżu okna. Mniej więcej wtedy zorientowałem się, że kawiarnia jest zamknięta, tzn. po otwartym oknie i ludziach wchodzących i wychodzących tą drogą ;) Dobrze, że przynajmniej jakaś część zainteresowanych w końcu trafiła :)

Jak widać przy oknie dość jasno.
U góry Yoda (do usunięcia za chwilę).

Brass

Tymczasem w niemal kompletnych ciemnościach ruszył Brass z Tomkiem, von Mansfeldem i ze mną. Niemal od początku wiadomo było, iż będzie to partia treningowa i nie zdołamy dokończyć przed zmrokiem ;) Nie skończyliśmy nawet etapu kanałów (zostały 3 tury). Częściowo z powodu koniecznego tłumaczenia zasad, lecz także ze względu na dyskusje Darth'a Volt'a z Tomkiem oraz głębokie rozmyślania jednego z graczy.

Początek Brass'a. Z nietypowej perspektywy, bo bez lampy. Aparat sobie poradził - ja, przyznam, miałem problemy z odróżnieniem monet miedzianych od srebrnych ;)
Brass - nieco później.
Blisko po prawej w ciemnościach na stole Brass. W centrum Darth Volt przekonuje: Luke, I'am your father...

No to podsumujmy: poprzednio duch, teraz Darth Volt. Co będzie następnym razem? Szczerze? - już nie mogę się doczekać :)

© 2013-14 Limonka Paweł Teterycz. Wszystkie prawa zastrzeżone. Web: studiolimonka.pl

Początek strony