Zauważyłem, iż mimo wakacyjnej nieobecności kilku stałych graczy i tak robi się nas coraz więcej :)
Po krótkim oczekiwaniu na skompletowanie składu 5 badaczy wyruszyło na ulice Arkham w poszukiwaniu wskazówek, jak powstrzymać drzemiącego Przedwiecznego. Przyglądając się wysiłkom uświadomionych o niebezpieczeństwie mieszkańców odniosłem wrażenie, iż idzie im dość dobrze. Stosunkowo szybko zapieczętowano pierwszą bramę Znakiem Starszych Bogów (czy jak tam to się nazywa). Potwory nie włóczyły się po okolicy, więc poziom paniki utrzymywał się w granicach minimum. Od czasu do czasu ktoś został wchłonięty przez otwartą bramę (nie mylić z pochłonięciem ), by potem włóczyć się po innych wymiarach, ale jakoś zawsze trafiał z powrotem.
Jakież było moje zdziwienie, gdy przybywszy godzinę czy półtorej później zobaczyłem prawie zapełniony tor zagrożenia Niestety elicie badaczy nie udało się powstrzymać zagrożenia przez pobudką Przedwiecznego. A nie był to byle jaki Przedwieczny, lecz sam Yog-Sothoth. Pierwszego badacza pochłonął jeszcze przed rozpoczęciem walki. Następni padali jak muchy. Ostatni zginął Gryfius gdzieś w 5 turze bitwy. Można powiedzieć, że i tak późno. Badaczom udało się zadać "Yogiemu" zaledwie 2 rany na 12 punktów życia , tak więc bardziej go tylko rozwścieczyli niż zranili. Cóż tym razem ludzkość przegrała...
Mniej więcej z początkiem tragicznych wydarzeń w Arkham na drugim końcu stołu wystartowała Agricola w wyjątkowym składzie, jako że jeden z rolników miał a właściwie miała 8 lat a 66% składu stanowiła ekipa LimonkaGames ;)
Przy okazji gratuluję Obcemu cierpliwości do mojego dziecka, które zupełnie nie miało cierpliwości do słuchania po raz n-ty zasad a i potem zgłaszało 101 problemów natury pozaagricolowej.
Gdy doszło do punktowania rychło okazało się, kto ma największe doświadczenie w rolnictwie. Otóż wygrała dość zdecydowanie Minea (i to pomimo problemów z wyżywieniem licznej rodziny w postaci -6 pkt. za żebranie). Obcemu, jak na pierwszą grę, świetnie poszło - zwłaszcza w punktach za karty. Meridzie tym razem poszło nieco słabiej (głównie ze względu na niewykorzystane obszary, brak niektórych zwierząt i małą rodzinę), lecz porażkę przyjęła z godnością.
W międzyczasie obok rozłożyły się Merneit i Kiria z Troyes rezerwując jednocześnie Tzolkina na później.
Ok 18:30 zebrała się też elita Imperium do Rex'a. Duży stół w tym czasie był już zajęty, lecz zmieścili się przy jednym z sąsiednich i z pewnym opóźnieniem rozpoczęli rozgrywkę. Pasza obiecał, że coś skrobnie w temacie i spełnił obietnicę. Oto jego relacja:
"The emperor is dead, and the final days of the Lazax empire seem at hand. Surely, the one who controls the capital will influence the fate of the galaxy in the dark years to come. Will you seize the shining opportunity that lies among the chaos and ashes? Will you emerge to control what was once the heart of the empire, and surely will be again?"
A więc jak już wspomniałeś [To o mnie, czyli o Arysie], z braku miejsca przy "wielkim" stole w centrum lokalu zsunęliśmy dwa mniejsze i tam rozłożyliśmy się z REXem. Tłumaczenie zasad poszło bardzo sprawnie, podobnie było z losowaniem ras i setupem początkowym. Jako, że graliśmy w 5 osób rasa Xxcha Kingdom ("Żółwie") wróciły do pudełka, no i można było zaczynać. Przed rozpoczęciem gry, wraz z Loganoidem ostrzegaliśmy pozostałych graczy, że gra do krótkich nie należy i że może nam się zejść do samego zamknięcia lokalu (szczególnie jeśli często będzie wychodzić karta zawierania/zrywania sojuszy - gra w żaden sposób nie ogranicza dyskusji i negocjacji :] ). Jednakże, jak się potem okazało, ten wieczór z REXem był bardzo nietypowy i pod tym względem
Pierwsza runda przebiegła całkiem sprawnie, a w jej wyniku mieliśmy ciekawych potyczek - najbardziej spektakularna z nich odbyła się pomiędzy Federation of Sol (Raajon) a Barony of Letnev (Pasza26). Jak to na Letnava przystało nie dopuściłem nawet do wytoczenia ciężkich dział przez "Ludzi" zagrywając kartę zdrajcy i udaremniając plany Raajona. Pozostałe walki toczyły się przede wszystkim o influence który pojawił się w wyniku wydarzeń losowych gry, a ruchy graczy wydawały się być przeprowadzane tylko na wybadanie przeciwnika. Drugą turę rozpoczęliśmy od pojawienia się karty pozwalającej na zawieranie sojuszy. Nim jeszcze gracze na dobre rozpoczęli pertraktacje, Lazax Empire (Ataman) złożył ofertę nie do odrzucenia Emirates of Hacan (Loganoid) i tak właśnie przy stole pojawił się niezwykle silny jak na ten etap gry sojusz Lwów z Lazaxami. Kolejnym ciekawym zwrotem akcji okazał się sojusz Federation of Sol i Barony of Letnev - Raajon, jak wytrawny strateg, nie patrząc na wcześniejsze dotkliwe straty ze swojego wcześniejszego wroga uczynił sojusznika, widząc w tym szanse na przeciwstawienie powstającej potędze Lazax-Hacan. Jedynie wlodzio007 (Jol-Nar) nie zdecydowała się (tak, to nie literówka - wlodzio007 tak dla zmyłki jest kobietą ) na wsparcie żadnej ze stron podczas tych negocjacji. Połączona siła sojuszu Lazax-Hacan dała o sobie znać w tej samej turze. Przy licytacji kart taktyk obaj gracze zdominowali tę fazę rozgrywki, bo przecież nikt nie był w stanie zapłacić za karty tyle co Hacan (dostaje influence za każdą wystawianą w grze jednostkę, rozstawiając się przy tym za połowę normalnych kosztów) i nikt nie mógł konkurować z Lazaxem na tak wczesnym etapie gry (dostaje influence za wylicytowane karty). Etap walk przyniósł jednak nieoczekiwane porażki Hacanów, przy czym Lazax zachował się niezwykle biernie rozstawiając całą swoją flotę (sporo tego było) na Galactic Council. Jako Letnev poczułem się tym zagraniem mocno zaniepokojony - wielka armada czerwonych tak blisko mojej stolicy ze Spaceportem. Po zakończeniu walk zaczęliśmy z Raajonem planować kolejne ruchy i podczas zliczania pól.... nie no niemożliwe... hmm, a jednak... wygraliśmy Nie zauważyliśmy nawet, gdy po 2-óch szybkich turach i zadziwiająco skutecznej ofensywie na bazy przeciwnika, wypełnilismy warunek zwycięstwa dla dwuosobowego sojuszu - zajęlismy 4 Strongholdy. Niezbyt długo cieszyłem się wygraną sojuszu Sol-Letnev, ponieważ Rajoon zdecydował się skorzystać ze swojej Betrayal Card. Okazało się, że dzięki temu zagraniu został on samodzielnym zwycięzcą po niespełna godzinie gry.
Szybki reset planszy, ponowne losowanie ras i kart, szybkie uzgodnienie o możliwości skrócenia gry do 6 rund żebyśmy skończyli przed zamknięciem lokalu, no i rozpoczęliśmy drugie podejście do REXa tego wieczoru. Z pierwszy dwóch rund w pamięć zapadło mi tylko kilka faktów: wlodzio007 grająca Lazaxami niepokojąco się rozprzestrzeniała (pomimo braku sojuszy), Ataman (Sol) i Raajon (Letnev) mocno uszczuplili moje siły na planszy podczas potyczek, które zresztą sam prowokowałem , a Loganoid (znów Hacan) zbroił się w najlepsze. Na początku 3 rundy wszyscy gracze zorientowali się, że jeśli wejdzie na stół karta sojuszy to przy obecnej sytuacji sojusz Lazax-Sol kończy grę. Jako Jol-Nar znałem jednak przyszłe wydarzenia i wiedziałem, że w najbliższej turze nie należy się tego obawiać. Lazax też nie wydawał się czekać na uśmiech losu i wyjście odpowiedniej karty, zamiast tego wlodzio007 rozpoczęła ofensywę na całego. Graczem, który starł się sprzeciwić potędze czerwonego imperium był Hacan (Loganoid) - byliśmy świadkami dwóch bitew o losy wszechświata..., no i wszechświat padł I znów ta sama sytuacja, tym razem 3 runda i koniec gry. Indywidualne zwycięstwo wlodzio007.
Tydzień wcześniej pokazał to Chaos w Starym Świecie, teraz to samo udowodnił nam Rex - lek na monotonię po wielu rozgrywkach tej samej gry strategicznej. Zagraj z nową ekipą, a stara dobrze znana gra odkrywa przez graczami swoje nowe, świeże oblicze.
Po zakończeniu Troyes, Kiria i Merneit z chłopakiem po wykonaniu setup'a i wysłuchaniu (średnio wyłożonych, bo bez większego doświadczenia) zasad przystąpili do umieszczania pracowników wewnątrz cykli kalendarza Majów. Przypatrując się z daleka odniosłem wrażenie, że Kiria wyszła na prowadzenie głównie dzięki wykorzystaniu świątyń i technologii. Mogłem jednak wszystko pomieszać - akurat z tej fazy spotkania Alzheimer nie pozwolił mi na wykonanie zdjęcia. Znacznie później dowiedziałem się, że zwyciężył chłopak Merneit głównie dzięki punktom z monumentów (i budynków).
Po smutnym finale zmagań w Arkham część badaczy odczuwała jeszcze niedosyt wrażeń, więc po uzupełnieniu składu o błąkających się po okolicy JediPrzemo i Chmurnika przystąpiła do budowy Cudów Świata.
Wygrał debiutujący Maciek - głównie dzięki super udanym inwestycjom w technologie a także 15 punktom z wybudowanych etapów cudu. Ledwie 4 punkty dalej znalazł się von Mansfeld ze zrównoważoną strategią i zaraz za nim Nozetsu inwestujący przede wszystkim w konstrukcje cywilne a także łupiąc sąsiadów. O sobie nawet nie piszę, jako że jestem 7W niepotraf. Stosunkowo słabiej poszło JediPrzemo, ale odbił sobie za chwilę.
Najwytrwalsi zostali jeszcze na "Pociągi". Partia może i była emocjonująca, ale i tak wygrał ten, kto miał wygrać, czyli Przemek, który dość zdecydowanie odsadził Chmurnika i Nozetsu. Zresztą kolejność tych ostatnich byłaby odwrotna, gdyby nie uzyskana rzutem na taśmę "najdłuższa trasa" Chmurnika.
I tym miłym akcentem ok. 22:00 zakończył się 8WGPwF.
Jeszcze raz dziękuję za wspólne granie i zapraszam na kolejne, przy czym najbliższe dwa (12 i 19 lipca) bez mojego udziału (i gier z Wypożyczalni) ze względu na wakacyjny wyjazd całej firmy.
© 2013-14 Limonka Paweł Teterycz. Wszystkie prawa zastrzeżone. Web: studiolimonka.pl