swego czasu mój dobry przyjaciel Lord Merrick Farrow wysłał odpowiedź na zapytanie w sprawie realizacji projektu: "Przeniesienie parafialnego cmentarza oraz uporządkowanie terenu z przyległościami". Oferta Merricka wygrała przetarg, więc Lord niezwłocznie przystąpił do realizacji dzieła. Do najcięższej pracy w ruinach przy usuwaniu kamieni delegował barghesty zaś mistrzom przemian zlecił zebranie śmieci przed bramą cmentarną. Sam natomiast, odgrodziwszy się na wszelki wypadek płonącym murem, zabrał się do ekshumacji - na swój sposób oczywiście. W jego przypadku oznaczało to powołanie zombiaków, którzy (wygrzebawszy się z mogił) sami przeniosą się w odpowiednie miejsce. Zleceniodawca, kardynał Koth, nie miał nic przeciwko zwłaszcza, że ta nowatorska metoda znacznie zmniejszyła koszt przenosin nekropolii.
O wszystkim zwiedziała się jednak grupa (zapewne podpitej) miejscowej młodzieży znana czytelnikom Gazety z poprzedniej relacji. Wznosząc obraźliwe okrzyki (w rodzaju "giń plugawa bestio") wpierw rzucili się w stronę harujących w pocie czoła barghest. Moje kochane zwierzaki nie mogły im długo dotrzymać pola, lecz zrobiły co do nich należało dając cenny czas Merrickowi. Mistrzowie przemian próbowali wytłumaczyć "czyniącym dobro" łobuzom, że to nieładnie tak śmiecić, podpalać ogony barghestom i czynić tyle hałasu. Niestety bez większego efektu.
W tzw. międzyczasie nim tzw. bohaterowie (samozwańczy oczywiście) poradzili sobie z moimi pupilami oraz zdołali otworzyć przejście w płonącym murze, Lord Farrow podjął cztery próby ożywienia umarłych z czego zaledwie dwie zakończyły się powodzeniem (nie mógł się skupić wśród dzikich wrzasków - zwłasza krasnoluda). Niestety do dalszej pracy nie było już warunków. Merrick słusznie doszedł do wniosku, że nie da rady ochronić ewentualnych kolejnych ożywieńców, więc skupił się na nieproszonych gościach. Używając swych zdolności (np. zapłonu) na tyle energicznie tłumaczył zasady kultury obowiązujące na cmentarzu, że dwoje z nich aż się położyło z wrażenia. Wkrótce jednak wyszli z osłupienia i byliby zmasakrowani biednego Lorda Farrowa, gdyby ten nie zdołał umknąć w odpowiednim momencie.
Wydarzenia te obserwował z oddali zleceniodawca, czyli kardynał Koth. Widząc, co się dzieje, ukrył się wraz z uciekającymi zombiakami w bibliotece, gdzie korzystając z okazji postanowił przedyskutować z gośćmi kilka kwestii dotyczących życia i śmierci. Poprosił także przebywające w okolicy stworzenia o pomoc w zabezpieczeniu plebanii.
Na kardynalski apel w pierwszym rzędzie stawiły się niezawodne barghesty, które w międzyczasie zdążyły jako tako dojść do siebie. One też przyjęły na siebie pierwszy impet ataku wandali cmentarnych. Niestety do wesołej gromadki "bohaterskich" oprychów dołączył niejaki Raythen - nieco z innej bajki. Trochę niepozorny, ale bardzo skuteczny w obchodzeniu pułapek na niezbyt czujnych bohaterów, co wydatnie zmniejszyło efektywność kart Mrocznego Władcy.
Łobuzy po pokonaniu barghest zreflektowały się, że kardynałowi zaczyna zmniejszać się życie tzn. traci argumenty w dyskusji z zombiakami ;) Zgromadzili się więc wokół pobliskiego ołtarza, by modlitwą podnieść go na duchu. Szczęśliwie nie mieli pojęcia jak się do tego zabrać. Wdowa próbowała inkantować pieśni bezpośrednio z ołtarza profanując buciorami święte miejsce. Krasnolud usiłował wykonać jakieś znaki, lecz z toporem w ręku słabo to wychodziło... W końcu coś tam wymodlili, ale za cenę mnóstwa akcji.
Zanim zombiaki ostatecznie przekonały Kardynała o przewadze życia PO śmierci "bohaterowie" zdążyli pootwierać drzwi do wszystkich pomieszczeń z wyjątkiem biblioteki, ponieważ klucza do owej broniły dwa spokojne, lecz stanowczo odmawiające dostępu smoki.
Pozostający pod wpływem elokwencji zombiaków kardynał Koth postanowił wysłać Mrocznemu Władcy, czyli mnie, swój pastorał przerobiony na Laskę Cienia (czy jakoś tak). Natomiast "Bohaterowie" znudzeni bezowocnym trykaniem o brzuchy smoków (o quasi modlitwach nie wspominając) opuścili plebanię nie wdarłszy się do biblioteki.
Szanowna Redakcjo "Wędrówek", jeszcze raz dziękuję opublikowanie mojej, jak zwykle, obiektywnej relacji z przebiegu zdarzeń.
Z poważaniem
Mroczny Władca
Do zobaczenia wkrótce!
© 2013-14 Limonka Paweł Teterycz. Wszystkie prawa zastrzeżone. Web: studiolimonka.pl